sobota, 25 października 2014

Capitulo 1

Po skończonym spotkaniu z panną Angeles wróciłem ze swoim przyjacielem do mojej willi. Po wejściu od razu skierowałem się do swojego gabinetu ale nie mogłem się skupić, w moich myślach ciągle pojawiała się blondynka o szmaragdowych oczach. Nie wiem czemu myślę o innej skro mam narzeczoną.
-Tato obiad.-powiedziała wchodząca do pomieszczenia brunetka.
-Już idę słońce.-powiedziałem wstając i podchodząc do 16-latki, a następnie razem z nią opuściłem gabinet. Pokierowaliśmy się w stronę jadalni, w której znajdowali się już wszyscy oprócz mnie i mojej córeczki. Olga właśnie wnosiła ostatni talerz, a następnie zasiadła pomiędzy Ramallo, a bratem mojej partnerki.
-German pamiętaj, że jutro przychodzi do nas ta dziewczyna.-rzekł krojący kotleta Lisandro.
-Jaka?-oczywiście wiedziałem o kogo mu chodzi ale wolę żeby moja kochana córeczka nic sobie nie ubzdurała.
-No ta blondynka co się dzisiaj na spotkanie spóźniła.-oczywiście musi to ciągle rozpamiętywać.
-A tak Angeles.-udałem, że przypomina mi się owa blondynka. Zauważyłem jak Esmeralda mocniej zaciska dłoń na widelcu.
-Coś się stało?-zaptałem od razu.
-Co? Nie , po prostu źle mi się kojarzy to imię.-odpowiedziała rozluźniając rękę.
-Dlaczego?-wtrąciła się moja córka.
-Miałam kiedyś w szkole taką koleżankę, z którą nie za dobrze się dogadywałam.-powiedziała w miarę krótko.
-Widzę, że nie tylko tu cię ludzie nie lubią.-prychnęła moja córka pod nosem.
-Violetta.-powiedziałem oskarżycielskim tonem.
-Ja nic nie mówię.-zaprzeczyła.
-Ja już słyszałem jak ty nic nie mówisz.-zakpiłem.
-Kpisz ze mnie?-zapytała z nutką wrogości w głosie.
-Nie po prostu zachowujesz się dziecinnie. Powinnaś przyjmować konsekwencje za swoje czyny, a przynajmniej się do nich przyznawać.-tak wzięło mi się na wychowywanie córki.
-Czyli, że jestem kłamczuchą?-była coraz bardziej zdenerwowana.
-Nie to powiedziałem.-broniłem się.
-Ja tylko powiedziałam to co każdy się boi. To była czysta prawda tatusiu.
-Czasami takie prawdy radzę ci zostawić dla siebie.-warknąłem.
-Dobra skończcie to, bo znając was możecie tak w nieskończoność, a później jest napięta atmosfera w całym domu.-wtrącił się Ramallito.
-Ramallo ja tylko powiedziałam prawdę i nic więcej.-broniła się Violetta.
-Wierz czasami powinnaś ugryźć się w język.
-Będziesz mi wytykał to, że mówię prawdę. Sam mówisz, że prawda jest najważniejsza, a gdy ją w końcu mówię to jesteś zły. Zdecyduj się w końcu co tak naprawdę chodzi ci po głowie.-może ma trochę racji ale to było małe przegięcie, fakt wiem, że nikt nie przepada za Esme i Paulo ale ona nie musi tego mówić oni i tak to odczuwają.
-Wierz Ramallo ma rację skończmy to.-powiedziałem łagodnie.
-Dobrze.-powiedziała przez zęby. Przez resztę obiadu nikt nie odezwał się nawet pół słowem. Gdy posiłek się zakończył poszedłem wraz z przyjacielem do gabinetu.
-Wierz co chyba zmienię zdanie o tej blondynce.-ciekawe co mu w tym pomogło?
-Skąd taka nazwa zmiana?
-Stąd, że wszystko sobie przemyślałem i zrozumiałem, że Esmeralda będzie się denerwować gdy ona będzie tu przebywać.-powiedział z…uśmiechem?
-Wiem, że nikt z was za nią nie przepada ale nie musicie chcieć jej złego samopoczucia.-w sumie ma trochę racji, bo będę z Angie przebywać większość czasu.
-A sam będziesz przebywał z tą blondyną większą część czasu.-czy on czyta w moich myślach?
-Cicho. Ja idę się przejść.-zanim mężczyzna zdążył coś powiedzieć ja byłem w drodze do parku. Maszerowałem kolejnymi alejkami aż dotarłem do lasu na końcu pięknego cudu natury. Ten las coś mi przypomniał. Przeszedłem ze 2 kilometry pomiędzy drzewami aż dotarłem do rzeki. „Przeszkodę” pokonałem dzięki staremu mostkowi. Za rzeką wystarczyło jeszcze 10-15 kroków i znalazłbym się na polance, na którą kiedyś chodziłem niemal codziennie. Zaryzykowałem i podążyłem dalej na południe. Gdy moja stopa stanęła pierwszy raz od 13 lat na polanie masa wspomnień uderzyła mi do głowy. Zacząłem iść pomału w stronę jeziora, im bliżej byłem tym wyraźniej widziałem postać siedzącą na pomoście. Cicho podszedłem do kobiety, którą poznałem rano.
-Dobry wieczór.-wypłynęło z moich ust.
***********************
-Dobry wieczór.-usłyszałam, a po odwróceniu się ujrzałam…
-German!-ciekawe co on tutaj robi.
-Ciepła woda?-zapytał siadając obok.
-Tak.-odpowiedziałam odwracając się powrotem w stronę jeziora.
-Coś się stało?-zapytał…troskliwie?, a może mi się po prostu zdawało.
-Nie, nic, nieważne.-plątałam się.
-To czemu płakałaś?-starłam szybko łzy, które nie wiem kiedy zaczęły lecieć.
-Po prostu. Gdy wracają cudowne wspomnienia z osobami, które się kocha, a ich już nie ma to łzy same lecą.-odpowiedziałam nawet nie wiem czemu, nigdy nikomu nie mówię jak się czuję.
-Rozumiem cię.-serio?-Jestem tu dzisiaj po raz pierwszy od 13 lat.
-Ja też. Dlaczego ty?-zapytałam.
-13 lat temu zmarła moja żona, a tu przychodziłem z nią prawie codziennie, z nią i moją córką.
-A gdy umarła chciałeś pochować wszystkie wspomnienia z nią związane i pogrążyłeś się w pracy aby nie mieć czasu na wspomnienia.-przerwałam mu.
-Dokładnie. Ty też to przeżyłaś?
-Tak. 13 lat temu zmarli w wypadku moi rodzice zostawiając mnie z 3 letnią siostrą i wielką firmą więc skończyłam szybko studia i zajęłam się pracą. Od tamtej pory nie robię nic co kiedyś sprawiało mi radość. Nawet jeśli cierpię to wiem, że przez wspomnienia będę jeszcze bardziej cierpieć.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.-Nigdy jeszcze nikomu tego nie mówiłam.-dodałam po chwili.
-Mam podobnie.-powiedział, a ja odwróciłam głowę do niego i się smutno uśmiechnęłam.
-Współczuję.-nie lubię gdy ludzie są przygnębieni, wiem jak to jest i nie życzę togo innym.
-Tak z ciekawości gdzie jest twoja siostra?
-Ona mieszka i uczy się w Madrycie.
-Sama? W Madrycie? Czemu tam, a nie z tobą, tu w Buenos Aires?-był dość zdziwiony.
-Z gosposią. Tak. Dlaczego? Dlatego, że po śmierci rodziców wyjechałam z Argentyny, a że Lara znalazła znajomych w Hiszpanii nie chciała ich zostawiać więc zostawiłam ją tam. Co roku przylatuje i spędza wakacje tu albo gdzieś we dwie lecimy ale jakoś nie umiem się z nią dogadać.-zakończyłam odpowiedzi na jego pytania. Jeszcze nigdy nikomu o tym nie mówiłam, nie wiem dlaczego zrobiłam dla niego wyjątek skoro znam go dopiero parę godzin. Może poczułam, że mnie zrozumie skoro stracił żonę i też chciał odgonić wspomnienia o niej. Nie mam pojęcia.
-Ja też nie umiem się dogadać z córką. Ma 16 lat i jest zupełnie taka sama ja niegdyś moja żona i kiedyś ja.-z każdym naszym wymienionym zdaniem mam wrażenie, że mam z nim więcej wspólnego niż z kim kol wiek.
-Moja siostra od kąt dowiedziała się co robiłam w przeszłości stara się coraz bardziej do mnie upodobnić.-jego córka i moja siostra mają ze sobą wiele wspólnego.
-Twoja siostra i moja córka mają chyba ze sobą wiele wspólnego.-czy on czyta w moich myślach? Może to telepatia? (Pablito xD)
-Chyba by się dobrze dogadały jeśli twoja córka interesuje się muzyką.-powiedziałam wyciągając nogi z już zimnej wody.
-Cała Violetta.-jak on się uroczo śmieje. Zaraz…Co? Co ja mówię?
-Niedługo wakacje więc może uda im się spotkać.-powiedziałam wstając z pomostu.
-Możliwe. Mogę cię odprowadzić?-powiedział naśladując mój czyn.
-Jeśli będzie ci się chciało wracać parę kilometrów do domu to proszę bardzo.-zaśmiałam się lekko złośliwie.
-Gdzie ty mieszkasz?-zdziwienie można było wyczuć od niego na kilometr.
-Za Buenos Aires.-gdy ledwo ujrzałam jego wyraz twarzy dodałam.-Jeśli tak bardzo chcesz mnie odprowadzić to później cię odwiozę.-zaśmiałam się chyba pierwszy raz od bardzo dawna prawdziwie.
-Na taką propozycję mogę przystanąć. Bardzo dobrze mi się z tobą rozmawia.-dobrze, że było ciemno, bo dostrzegłby rumieńce na mojej twarzy. Czemu ja się w ogóle rumienię?
-Mi z tobą też się bardzo dobrze rozmawia.-od śmierci rodziców z nikim tak nie rozmawiałam. Może to będzie przyjaźń?
-Tak z czystej ciekawości znowu…Co robisz w wolnej chwili?
-Jeżeli mam czas to jeżdżę konno.-wymieniłam jedną z 4 rzeczy, które lubię robić. Po śmierci rodziców tylko te 4 czynności były bez wspomnień.-A ty?
-Ja?-zapytał głupio.
-Tak ty? Może zapytam inaczej. Co wielki pan inżynier robi w wolnych chwilach?-zaśmiałam się wchodząc do lasu.
-Ha ha ha bardzo śmieszne.-powiedział ironicznie.
-Dobra, a tak na poważnie to co robisz w wolnych chwilach? Ja ci odpowiedziałam teraz twoja kolej.-zrobiłam minę małej dziewczynki, której zabrali lizaka.
-Gram w tenisa.-uraczył mnie w końcu odpowiedzią.
-Raz spróbowałam i nigdy więcej. Byłam cała poobijana.
-Opowiesz jak to się stało?-zapytał spoglądając na mnie.
-3 lata temu poszłam z siostrą na korty w Madrycie i ona pokazywała mi jak trzymać rakietę później włączyła tą maszyną co rzuca piłki i pokazała mi jak mam odbijać. Jak wszystkie piłki zostały przez nią odbite rozkazała mi stanąć przed tym „potworem”. Odbiłam chyba tylko 3 piłki na 60. A ona zamiast to coś wyłączyć śmiała się wniebogłosy.
-Ja raz próbowałem jeździć konno.-zaśmiał się.
-Opowiadaj.-powiedziałam klepiąc go po ramieniu.
***********************
-3 lata temu córka wyciągnęła mnie do stadniny niedaleko naszego domu.-przerwał i chyba się…uśmiechnął.
-Iiii…-przeciągnęła.
-Iiii…gdy wsiadłem na czarnego ogiera on zaczął biedź przed siebie, a gdy dotarł do stawu zahamował, a ja wpadłem do wody ale tak niefartownie, że złamałem nogę.- powiedział, a blondynka o mało nie zaczęła się śmiać.
-A jak ja bym cię nauczyła jeździć?-zapytała już nie wytrzymując ze śmiechu.
-Oooo nie, nie ma takiej opcji. I się nie śmiej.-popchnął ją lekko w lewy bok. Oczywiście odwdzięczyła mu się.
-Przestań to łatwe.-zakpiła.
-Viola cały czas próbuje mnie wyciągnąć jak idzie pojeździć ale ja nigdy się nie godzę.
-To zgódź się abym to ja nauczyła cię jeździć konno. Obiecuję, że nic ci się nie stanie.-uśmiechnęła się potulnie.
-Coś za coś.-na jego twarzy wystąpił chytry uśmieszek.
-Zależy o co ci chodzi przez „coś”-powiedziała wyczuwając lekki podstęp.
-Będę cię uczył grać w tenisa.-tak szczerze to obydwoje mają trzy cele w tych „lekcjach”. Jeden to pomoc w zbliżeniu się do córki/siostry, drugi to lepsze poznanie się, a trzeci to po prostu chęć pośmiania się z siebie.
-Przyznaj, że chcesz się ze mnie pośmiać.-powiedziała poważnie stając naprzeciw niego i krzyżując ręce na piersi.
-Też ale nie tylko. Zresztą ty też chcesz się ze mnie pośmiać.-powiedział szczerze patrząc w jej rozbawione oczy.
-Nie przesadzaj ale jeśli ty się zgodzisz to ja też na to przystanę.-powiedziała wychodząc z parku.
-To co jutro po podpisaniu umowy na kort?-zapytał zatrzymując ją.
-Jutro raczej nie i na pewno nie na kort.-chciał już coś powiedzieć ale ona mu przeszkodziła.-Lepiej pojutrze u mnie w domu mam kort i stajnie.-powiedziała po czym uśmiechnęła się dumnie.
-Po co ci kort skoro boisz się grać?-zapytał śmiejąc się.
-Siostrze nie odmówię.-zachichotała.
=^.^=^.^=^.^=^.^=^.^=^.^=^.^=^.^=^.^=^.^=
Jak podoba się pierwszy rozdział???
Mam nadzieję, że sprostał waszym oczekiwaniom :P
Pozdrawiam
Wika
Czytajcie►komentujcie►wyczekujcie :)

1 komentarz: